Ostatnio w moje ręce w drogerii wpadł Krem EVELINE BioHYALURON 4D z kwasem
hialuronowym, akwaporynami i biokolagenem. Muszę się przyznać, że na wiosnę
rozpieszczałam swoją skórę kremem nawilżającym od Estee Lauder i niestety, nie
doczekałam się tego wielkiego „woooow” przed lustrem. Milczeniem pominę
spustoszenie portfela.
Natomiast BioHyaluron od Eveline bardzo mile mnie zaskoczył. Jest
niesamowicie lekki, natychmiast wsiąka w skórę, błyskawicznie ją nawilża. Nie
pozostawia tłustej warstwy jak np. niektóre kremy Garniera. Wspaniale pachnie –
co potwierdzi mąż. Biorąc pod uwagę jego wielozadaniowość i przystępną cenę,
jest to do tej pory mój TOP ONE. Polecam każdej kobiecie: na opakowaniu jest
napisane, że przeznaczony jest dla kobiet 30+, uznaję jednak, że ten przedział
wiekowy powinien być znacznie szerszy.
Natomiast jeżeli chodzi o likwidację zmarszczek, to niestety miłe Panie
chyba zostaje nam botoks… jeszcze żaden krem nie zlikwidował moich rys od uśmiechu
ani zmarszczek na czole (od myślenia) i dekolcie (od ciężaru piersi – kto dźwiga,
ten rozumie). Także zbieram na botoks (sama nie wiem, czy to żart?). Byle by nie
wyglądać ot tak:
Kolejne na tapetę idą lakiery i błyszczyki EVELINE, które miałam okazję testować.
Z lakierów najbardziej podoba mi się 715 i 716 – czerwień i śliwka
odpowiednio. Reszty jeszcze nie testowałam, to bardziej jesienne kolory.
Ciekawy jest 712 – coś w odcieniu morskim, może bardziej algowym.Lakiery bardzo dobrze się rozprowadzają, dobrze kryją. W zasadzie można
poprzestać na jednej warstwie i nabłyszczaczu. Kiedy wysychają, pachną. Jedyny
mankament to to, że szybko odpryskują.
Błyszczyki również dobrej jakości. Są trochę lepkie i dość transparentne,
ale chyba takie mają być. Ja mam totalnego bzika na punkcie drugiego od lewej –
piękny, brzoskwiniowy nudziak. Będzie się dobrze prezentował na posiadaczkach
rudych włosów i blondynek. Dla brunetek polecam wszelkie odcienie różu. O
makijażu dla rudych – przy następnej okazji i może odważę się na kilka zdjęć en
face.
I jeszcze jedna seryjka, zakupiona w lipcu. O lakierach Golden Rose można by
pisać eseje – to kolejna dobra, polska firma, a do jej lakierów nie raz na
pewno będę jeszcze wracać. Tym razem niestety FLUO-zawód. Ze wszystkich
kolorków nadaje się i dobrze kryje jedynie róż. Zielony minimalnie się utlenia,
ale traci w ten sposób klasę, którą lakier prezentuje będąc we flakonie. Żółty –
zielenieje. A lakier Bell, jest okey, ale długo schnie i potrzeba trzech warstw
do pełnego krycia.
To tyle u mnie bardziej lipcowo, niż sierpniowo. Zbieram się w sobie, żeby pokazać
Wam zdjęcia makijażu na sobie… chyba, że Wy same chcecie, żebym Was pomalowała?
Chętnie to zrobię, dajcie znać!
wasz szalony szachraj
Mam kilka błyszczyków z Eveline -to jedne z moich ulubionych :) kosztują grosze a mają prześliczne kolory. Każdy błyszczyk zjadam średnio po 5 minutach więc akurat trwałość lub jej brak nie stanowią dla mnie zadnego problemu ;)
OdpowiedzUsuńKremu natomiast nie testowałam, ale myślę że spróbuję zachęcona recenzją.
Pozdrawiam