niedziela, 17 listopada 2013

Historia moich włosów, czyli... dziesięć lat mniej, wersja domowa :-)

W zasadzie nie do końca pamiętam jaki mam naturalny kolor włosów. Pamiętam jedynie, że brwi zawsze miałam ciemniejsze od włosów - brwi były czarne, ale włosy raczej słowiańskie, brązowe, z tym że nie pamiętam, czy wpadały w złoty brąz, czy popielate. W rodzinie geny są zarówno z typu urody letniej (babcia i jej rodzina to popielate blondynki), zaś dziadek ze strony mamy był klasyczną zimą, o czarnej szczecinie i bladej jak śnieg twarzy. Ja osobiście  jestem zdania, że jestem miksem lata i zimy, raczej wyważonym, gdzieś pomiędzy, ponieważ skrajnie zimowe kolory nie do końca dobrze na mnie wyglądają. 

Przez wiekszą cześć swojego dorosłego życia włosy mam krótkie, z krótkimi przerwami na zapuszczanie włosów na księżniczkę :-D co zawsze kończyło się rozpaczliwie akcją "dawać nożyczki", dlatego, że włosów mam dużo i w długich zazwyczaj następuje efekt "lwiej grzywy". 
Wiele lat farbowałam włosy tylko i wyłącznie na czarno...aż do teraz. Nie wierzyłam po prostu, że mogę dobrze wyglądać w blondzie, odważyłam się dopiero w związku z chęcią zmiany wizerunku i odmłodzenia twarzy :-)

Tak było jeszcze rok temu. Różne wersje czarnych włosków. Daje to dużo możliwości jeśli chodzi o oczy - można je wtedy malować ile dusza zapragnie. Niestety, ciemne kolory zaczynają mnie postarzać i o ile nie przejmowałam się tym mając 22, 24 lata, o tyle teraz, dobiegając do trzydziestki, zaczyna mnie to nieco uwierać.

A teraz przygotujcie się na szoking:
No właśnie, jest różnica nie? Tak trochę jak w programie TLC "Dziesięć lat mniej..." :-) Spektakularny efekt zawdzięczam: inspiracji Michelle Williams (ma boską fryzurę i na niej się wzorowałam) oraz cudownym i niezastąpionym farbom INOA, miks odcienie 833 (jasny złoty blond) oraz 834 (jasny złoty blond miedziany). Wychodzi z tego miodowy blond, lśniący, piękny, satynowy, a koloryzacja bez amoniaku. Cudo. 

Uwielbiam farby INOA, kupuję je w sklepie www.wszystkodowlosow.pl, TUTAJ LINK BOSKIE INOA za bardzo przystępną cenę. Są bezzapachowe, zawierają olejki roślinne, nie szczypią w głowę nawet z wodą 9%. Mają bogatą paletę odcieni i wychodzą w zasadzie takie, jak na próbniku - jeszcze nigdy nie byłam zawiedziona. Uważam, że lepiej zainwestować w INOA, niż w drogeryjne farby - cena jeśli chodzi o L'oreal jest taka sama, a jakość nieporównywalnie lepsza. 

Jedyne, na co trzeba zwrócić uwagę, to dobrze i dość gęsto nakładać farbę, a na koniec lekko ją "wzruszyć" przed spłukaniem, tj. polać odrobiną wody i jeszcze przemieszać na włosach. A tu  możecie zobaczyć moje ukochane tubeczki:


Chyba już bardziej nie muszę namawiać? Na koniec wkleję krótką opinię producenta: 
"Profesjonalna koloryzacja włosów dostępna w salonach fryzjerskich. Rewolucyjna technologia delikatnie otula włókno włosa wybranym pigmentem nie niszcząc jego struktury, pomaga zachować naturalną ochronną warstwę lipidową, zapewniając przy tym komfort skóry głowy.
Przy zastosowaniu koloryzacji Inoa rzadziej występuje uczucie swędzenia i pieczenia niż w przypadku tradycyjnych produktów do trwałej koloryzacji włosów. Kolor dłużej utrzymuje się na włosach, nie blaknie tak szybko jak po zastosowaniu innych farb do włosów. Nie zawiera amoniaku ani nie ma zapachu.
Koloryzacja Inoa to różnorodne możliwości kolorystyczne: odcienie precyzyjne i przewidywalne - od prawdziwych zimnych aż po żywe, świetliste i ciepłe; rozjaśnienie do trzech tonów, wyjątkowa jednolitość koloru, od nasad aż po końce; doskonałe pokrycie siwych włosów."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz do mnie, będzie mi bardzo miło :-)